9 kwietnia
2011
Marcin Gerwin

Zdjęcie: edmittance/Flickr.

Spotkaliśmy się wczoraj w gronie kliku osób na Strzyży, by omówić propozycje z prezydenckiego projektu ustawy o wzmocnieniu roli mieszkańców w sprawach miasta, które dotyczą aktywności obywatelskiej. Na pierwszy ogień poszedł rozdział o konsultacjach społecznych i po dyskusji nad nim doszliśmy do dosyć radykalnego wniosku, że wątpliwości jest przy nim na tyle dużo, że na dobrą sprawę, cały ten rozdział mógłby zostać usunięty. Dlaczego? Ustawa oznacza zapisanie „na sztywno” pewnych rozwiązań, które muszą być potem stosowane we wszystkich miastach w całej Polsce. Oczywiście, jeżeli te rozwiązania są dobre, to jak najbardziej tak. Czy jednak propozycje w ustawie są na tyle korzystne dla mieszkańców?

Na dziś każde miasto czy gmina wiejska może mieć swój własny regulamin konsultacji społecznych. Własny regulamin nie oznacza oczywiście, że jest to dobry regulamin. Regulamin konsultacji, który obowiązuje obecnie w Sopocie, nie daje na przykład możliwości mieszkańcom, by konsultacje odbyły się na ich wniosek. Projekt ustawy to poprawia, albowiem, zgodnie z art. 5 ust. 5, konsultacje publiczne mogą być prowadzone na wniosek grupy co najmniej 50 mieszkańców. To akurat jest plusem, bo bywa, że prawa mieszkańców są traktowane po macoszemu. Ale spójrzmy już na art. 3, gdzie w ust. 1 mowa jest o tym, że regulamin konsultacji społecznych musi określać „zakres spraw, które podlegać mogą konsultacjom publicznym, w tym wskazanie tych, w których prowadzenie konsultacji publicznych ma charakter obligatoryjny”. Ano właśnie. W projekcie naszego regulaminu celowo takich spraw nie wskazaliśmy, pozostawiając mieszkańcom, radnym czy prezydentowi do rozstrzygnięcia, które sprawy powinny być konsultowane. Chodzi tu o to, aby konsultacje nie były robione „bo tak każe prawo”, ale dlatego, że członkowie lokalnej społeczności, z organami administracji włącznie, sami uważają, że są sprawy, w których konsultacje powinny się odbyć. Chodzi o tworzenie norm kulturowych.

Jednym z bardziej kontrowersyjnych zapisów w projekcie ustawy jest art. 3 ust. 2, zgodnie z którym regulamin konsultacji uchwalany na poziomie miasta „nie może przewidywać rozstrzygnięć mniej korzystnych niż przepisy niniejszej ustawy.” Bardzo ładnie, ale dla kogo mają być te rozstrzygnięcia korzystne? Dla prezydenta, dla radnych czy dla mieszkańców? Perspektywa prezydenta może być przecież całkowicie inna niż perspektywa mieszkańców. Domyślam się, że autorom chodziło o dobro mieszkańców, jednak nie jest to napisane wprost. Dalej, kto ma decydować o tym, co jest korzystne dla mieszkańców, a co nie? Hm, przedstawiciele mieszkańców? Sęk jednak w tym, że owi przedstawiciele mieszkańców to właśnie prezydent i radni, którzy absolutnie mogą nie chcieć, by rozwiązania w regulaminie były korzystne dla mieszkańców, a zamiast tego mogą chcieć, by były to zapisy korzystne dla nich samych, czyli takie, które pozwolą im na przeprowadzanie konsultacji pozorowanych, jakich w Sopocie mieliśmy wiele. Jest jeszcze jedna możliwość, że decyzję w tej kwestii podejmować będzie sąd administracyjny, ale to już mocno komplikuje sprawę.

Projekt ustawy wymienia, w jakich formach mogą być prowadzone konsultacje społeczne i podanie takiego zestawu jest całkowicie sprzeczne z ideą naszego regulaminu. Zależało nam na tym, by wynik konsultacji był efektem dyskusji mieszkańców, którzy zaznajamiają się dogłębnie ze sprawą, dzięki czemu wynik konsultacji może być traktowany na serio, jako głos mieszkańców. Projekt ustawy dopuszcza natomiast konsultacje pisemne, które w praktyce mogą oznaczać ankietę wyłożoną w urzędzie miasta, którą wypełnia przechodzący tamtędy mieszkaniec, bez przemyślenia sprawy. Co nam daje wynik takich konsultacji i jaki jest sens ich przeprowadzania? Choć wymienione są otwarte spotkania z mieszkańcami, o które właśnie chodzi, to oprócz nich dozwoloną formą konsultacji jest także forum internetowe lub sonda, a to właśnie dobrze byłoby móc wykluczyć.

W projekcie ustawy podane są także minimalne wymagania dotyczące informowania mieszkańców o konsultacjach społecznych. Cóż, rzeczywiście są minimalne - informacje w BIPie, na stronie internetowej oraz inne strony lub nośniki. A przecież to właśnie dotarcie z informacją do mieszkańców stanowi o tym, czy wynik konsultacji możemy uznać za głos mieszkańców w danej sprawie czy też nie.

I co z tym rozdziałem zrobić? Można nanieść do niego poprawki, jednak będą one dotyczyć w znacznej mierze tego, by rada gminy mogła sama decydować o szczegółach prowadzenia konsultacji, co może sprawić, że uregulowanie, które miało pewne rzeczy wymuszać, traci sens. Jest jednak jeszcze jedna możliwość - można opracować bardziej szczegółowy, wzorcowy regulamin konsultacji i wydać go na przykład jako rozporządzenia ministra. Na jego podstawie miasta i gminy wiejskie mogłyby opracowywać swoje lokalne regulaminy, dzięki czemu mogłyby one być bardziej korzystne dla mieszkańców. Stąd właśnie pojawiła się propozycja, by rozdział o konsultacjach usunąć w całości, bo stawałby się on wówczas zbędny. Albo można zostawić jedynie najbardziej ogólne założenia dotyczące przeprowadzania konsultacji, ze wskazaniem, że wzorzec regulaminu określa rozporządzenie ministra.


Komentarz